Pamiętam do dziś jedną z rozmów z moim przyjacielem alkoholikiem. Ubolewał, że jego życie posypało się głównie przez wódkę. Powiedziałam mu wówczas, że w moim odczuciu picie alkoholu nie różni się niczym szczególnym od emocjonalnego spożywania cukru czy ogólnie od nadużywania jedzenia…
Spojrzał na mnie badawczo, a ja jedynie dopowiedziałam, że różnica między jednym a drugim tkwi w tym, że jedzenie – w przeciwieństwie do alkoholu – jest akceptowalną społecznie przyjemnością, formą „rozwiązywania” problemów czy też łatwo dostępną odskocznią od codzienności. Ludzie doskonale wiedzą, że alkohol etylowy to środek uzależniający, zaś cukier w powszechnym mniemaniu to jedynie niewinny i popularny środek spożywczy… Przyjaciel mój stwierdził wtedy, że nigdy by nie pomyślał o tym w taki sposób…
Do dziś, gdy się spotykamy, przypomina mi on niekiedy o tamtej rozmowie i zaznacza, jak wiele mu ta informacja uświadomiła oraz że poczuł się dużo lepiej. I choć wcale nie chodziło mi z zasady o to, by poczuł się usprawiedliwiony przed piciem, to jednak zdał sobie sprawę z faktu społecznego napiętnowania alkoholików, zaś “jedzenioholizm”/ “słodyczoholizm” to dla większości jeszcze pojęcia abstrakcyjne i niedorzeczność…
Uświadomiliśmy sobie też po dłuższej rozmowie, że w gruncie rzeczy nie ma znaczenia od czego się uzależniamy. Ważne jest przepracowanie przyczyny popadnięcia w nałóg. Wszystko ma swoje źródło, a uzależnienie to jedynie konsekwencja problemu, który leży u podstaw. I ten problem z zasady jest jeden główny, a jest nim poczucie pustki i jakiegoś braku.
Wybór “uzależniacza” zaś to już kwestia naszych upodobań, gustów czy charakterów. Jedni pójdą w alkohol, papierosy lub środki psychoaktywne, inni w wir niekończących się zakupów, seks, jedzenie (np. słodycze), jeszcze inni w gry hazardowe lub komputerowe, operacje plastyczne, w ciągłe odchudzanie się, a jeszcze inni… w silne emocje (tak! Można się uzależnić od adrenaliny i silnych doznań, tworząc ciągłe dramaty w swoim życiu). Jest w czym wybierać.
Skąd ta społeczna akceptacja cukru?
Jako przedstawicielka pokolenia lat 80-tych, pamiętam, że słodycze były wyznacznikiem dobrobytu i czegoś, czego nie było wtedy w nadmiarze. Ja i moi koledzy z podwórka nie mieliśmy dostępu do tak szerokiego asortymentu produktów spożywczych, jak ma to miejsce dziś. Słodycze kojarzą się nam więc ze szczęśliwym dzieciństwem. Gdy nasze mamy piekły ciasto, gościła radość w domach, zaś gdy na święta dostaliśmy paczki pełne batoników i cukierków, czuliśmy się jak w raju. Wymienialiśmy się nimi na klatkach schodowych 🙂 Gdy mój ojciec pod koniec lat 80-tych wyjeżdżał do NRD, przywoził mi i moim braciom kartony pełne słodyczy.
Przyszedł czas, gdy w latach 90-tych zaczął się import żywności zza granicy i półki sklepowe powiększyły się o nowe produkty. Powiało świeżością… Zrobiło się tak zagranicznie i nowocześnie… Nowe słodycze równały się nowym doznaniom i wejściu na jakiś wyższy level poznania 🙂 Gdy miałam naście lat, moja babcia uznając, że jestem za chuda, przynosiła tony słodyczy ze sklepu, bym – jak mawiała – się trochę „podtuczyła”.
Wspominam to z nostalgią i uśmiechem na ustach, lecz mam świadomość, jakie to było. Mało kto zdawał sobie wówczas sprawę, do czego to nas doprowadzi. A doprowadziło do tego, że cukier znajduje się już niemalże we wszystkich produktach spożywczych. I o ile można akceptować słodycze czy cukier jako dodatek do naszego życia, o tyle ich narkotyczne działanie już nie jest tak słodkie…
Cukier jak narkotyk?
W „The New York Times” opublikowano wypowiedź specjalistów, dr Jamesa J. Di Nicolantonio i Seana C. Lucan. W artykule „Sezon na cukier. Jest on wszędzie i uzależnia” autorzy napisali: „Cukier jest wciągający i nie mamy na myśli wciągający w ten sposób, że ludzie mówią o słodyczach. Mamy na myśli wciągający, dosłownie w taki sam sposób jak narkotyki czy inne środki odurzające”.
Autorzy twierdzą, że cukier pobudza szlaki mózgowe, powoduje głód podobny do głodu na kokainę czy nikotynę i może uzależniać. W artykule powołują się oni również na badania, w których szczury wybierały cukier, a nie kokainę. Co więcej, badania te wskazywały, że w przypadku odstawienia cukru, zwierzęta były mocno pobudzone i zaniepokojone, jak w przypadku głodu narkotykowego.
Zabawa “w uzależnienie”. Do czego prowadzi?
Nigdy nie czytałam na temat momentu rozpoznania nałogu, lecz sądzę, że każdy rozsądny człowiek łatwo zorientuje się, gdy coś zaczyna powoli przejmować nad nim kontrolę. Tym czymś nie musi być substancja – alkohol, stymulant, empatogen, dysocjant, nikotyna czy cukier. Może to być również jakieś działanie, np. zakupy, gry komputerowe czy hazardowe, odchudzanie się naprzemienne z objadaniem się, jak również… inny człowiek.
Osobiście nie lubię, gdy coś lub ktoś zaczyna sprawować nade mną władzę. Jestem typem heretyka, nonkonformisty i wolnościowca. Taka moja natura. Wszelkie dogmaty i fałszywe matrixowe programy odrzucam, jak tylko wyczuję ich nieczyste intencje, które mają na celu ograniczać autonomię człowieka. Nie pozwalam się wciągnąć w ten rodzaj gry, bo uzależnienie to nic innego jak wejście w grę pt. dostaniesz przyjemność, lecz Ty w zamian oddaj mi siebie. Żeby gra mogła istnieć, potrzebni są gracze.
Niestety gra ta niesie za sobą katastrofalne skutki – na polu osobistym, jak i globalnym. Oddając siebie, oddajesz niejako swoje JA, tracąc poczucie przepływu z własną boskością i magią życia. Oczywiście nikt nie jest w stanie odebrać Tobie duszy/ jaźni, ale jest w stanie spowodować, że zerwiesz z nią kontakt. A taki stan musi z założenia wpędzić człowieka w życie bez poczucia wyższego sensu, odbierając mu radość z samego faktu, że otrzymał dar życia.
Człowiek ten przeżywa życie traktując wszystko jedynie przyziemnie, stale walczy o przetrwanie, a cały świat rozumie jako zagrożenie, z którym musi się wiecznie zmagać. To jest w moim odczuciu największa porażka, jaka może nas tutaj spotkać. Wszystko inne przy tym to błahostki.
Jest coś jeszcze. Jak mawiał Albert Einstein i wielu innych naukowców, wszystko jest formą energii, czy to substancja, czy działanie/ myśl czy też inny człowiek. Można więc poddać się czemuś lub komuś i natychmiast następuje wzajemna wymiana energetyczna. Jednak w momencie, gdy coraz mniej już dostajesz, a w zamian tracisz resztki samej siebie, wtedy stajesz się niewolnikiem. Nie jesteś już w stanie funkcjonować bez zewnętrznego „zasilania”. A przecież zasilaczem dla siebie powinnaś być Ty sama.
Czy jesteś uzależniona od cukru?
W kontekście uzależnienia od cukru można zrobić sobie prosty test, odpowiadając TAK lub NIE na stwierdzenia, które mi się w tym momencie nasuwają:
1. W sytuacjach napiętych, gdy jestem zdenerwowana, sięgam po słodycze
2. Po zjedzeniu czegoś słodkiego czuję chwilową ulgę lub mocne doładowanie energetyczne
3. Po kilku godzinach od spożycia cukru czuję spadek energii i tym samym potrzebę sięgnięcia po kolejny zastrzyk paliwa
4. Trudno mi poprzestać na jednej małej porcji czegoś słodkiego (muszę mieć tego więcej)
5. Gdy robię sobie przerwę od słodyczy/ cukru, zauważam zdenerwowanie, brak skupienia uwagi
Myślę, że odpowiedź TAK na minimum 2 stwierdzenia powinny skłonić Cię do zastanowienia się nad tym tematem, a potem do podjęcia mądrych działań.
Walka z uzależnieniem kontra uznanie nałogu
Mówiąc o wychodzeniu z problemu/ nałogu, powszechnie używa się jeszcze często określenia “walka”. Osobiście nie lubię tego słowa. Walka z zasady kojarzy się z czymś negatywnym, no bo kto chce walczyć? Zdecydowana większość ludzi zapewne wolałaby cieszyć się życiem, a nie walczyć z czymkolwiek 🙂
Dlatego mam inne podejście do wychodzenia z problemów. Ten sposób nie dotyczy bowiem tylko oduzależniania się, lecz również pokonywania przeszkód, które pojawiły się na drodze. Jak to robię?
1. Zauważam problem, widzę jego dotychczasowe konsekwencje dla mnie i przewiduję te dalsze, czyli jednym słowem – łapię świadomość
2. Akceptuję w pełni problem jako coś, co było potrzebne w moim życiu i dzięki niemu przepracowałam jakąś ważną dla mnie lekcję. Odczuwam więc wdzięczność za ten etap życia, bo na tym ono polega, bym mogła się rozwijać i stawać się coraz lepszą wersją Siebie
3. Uwalniam to, pozwalając temu odejść. Stosuję w tym celu różne narzędzia i techniki, np. pogłębiony oddech, wizualizację, granie na pianinie, pracę z ciałem np. jogę, jak również medytacje czy afirmacje. Wszystko to, co czuję, że mi sprzyja i pomaga, wykorzystuję do pracy nad odzyskiwaniem wolności. Każdy rozwiązany problem, każda usunięta przeszkoda czy pokonanie nałogu to nic innego jak zyskanie autonomii.
Polecam powyższy sposób, bo zdaje egzamin u wielu ludzi. Jest to jednak jedna z metod, bowiem w poważnych uzależnieniach, zwłaszcza tych, gdzie działa jakaś substancja mocno ingerująca w fizjologię, ciężko jest poradzić sobie samemu. I wtedy można rozpocząć terapię.
Wiem jednak, że standardowe (stare) metody pracy z nałogami nie są na ogół skuteczne. Znam ludzi, którzy nigdy z nałogów nie wyszli, a próbowali wielokrotnie. Wniosek z tego, że nie została rozwiązana przyczyna uzależnienia.
Polecam więc takie programy, w których nie nazywa się np. alkoholika alkoholikiem. Warto odejść od stygmatyzacji, a raczej pracować nad źródłem, czyli tym, CO SPOWODOWAŁO nałóg. Wszystkie inne metody to chwilowe niwelowanie objawów, tak jak zażycie tabletki przeciwbólowej, która da ulgę, ale przyczyny bólu nie rozwiąże.
Dlaczego wracamy do nałogu?
Znam wielu ludzi, którzy już myśleli, że zerwali z nałogiem, a tu… wielki powrót! Nie wiadomo jak, nie wiadomo skąd…
Nierozwiązany u podstaw problem wraca jak bumerang. Należy wyrwać korzeń, bo inaczej zamiast żyć pełnią życia i realizować swoje powołanie, będziemy wyrywać nowo wypuszczone pędy. I tak w kółko…
Dodam w tym miejscu istotną rzecz, o której trzeba pamiętać. Każda kolejna próba odstawienia “uzależniacza” jest niestety trudniejsza (większość ludzi rozstających się z nałogiem minimum kilkakrotnie, doskonale o tym wie). Dlaczego tak jest?
Ja na ten moment znajduję co najmniej dwie przyczyny…
Pierwsza, to coraz słabsza wiara w sukces. Skoro nie udało się 2,3,4,… razy, to jaka jest szansa, że za kolejnym mi się uda? Czyli spada nam po prostu motywacja do kolejnych prób, bo w umyśle powstało już założenie, że pozytywnego rezultatu prawdopodobnie nie będzie.
Drugi zaś powód uznałabym za somatyczny/ fizjologiczny, lecz jednak mocno powiązany z naszą podświadomością. Kiedy wracamy do nałogu po dłuższej przerwie, umysł próbuje zrekompensować sobie “stratę”, czyli chce tak jakby odzyskać to, co odebraliśmy swojemu ciału w ostatnich tygodniach/ miesiącach, …. I zaczyna się jeszcze większe szaleństwo z nałogiem niż wcześniej – więcej papierosów, wódki, słodyczy, grania w gry itd.
W naszym umyśle oraz w ciele, łatwo zapisuje się informacja, że nałóg jest nieodłącznym i koniecznym elementem naszego życia. Więc skoro odłączyliśmy sobie ten jakże “potrzebny” puzzel, trzeba sobie teraz zaspokoić tę lukę z nawiązką.
Warto o tym pamiętać i zrobić wszystko, by nie było powrotów do nałogu. Jednymi ze sposobów są budowanie samodyscypliny i przyglądanie się swoim emocjom. O tym piszę więcej w moim newsletterze, na który już niebawem będziesz mogła się bezpłatnie zapisać.
A zatem… życzę nam wszystkim sukcesów w szeroko pojętym uzdrowieniu – na polu fizycznym, mentalnym, jak i duchowym.
A jeśli…
- Masz problemy zdrowotne
- Nadwaga nie opuszcza Cię od lat i dlatego uważasz się za beznadziejny przypadek
- Zapomniałaś, że jesteś kimś wyjątkowym i trudno odzyskać Ci wiarę w Siebie
- Nie radzisz sobie ze stresem i emocjami, które ewidentnie blokują Twoje efekty zdrowotne i odchudzające
… zapraszam Cię pod moje skrzydła, byśmy mogły rozpocząć współpracę w ramach holistycznego programu bezpowrotnego pożegnania nadwagi i przywitania dobrego zdrowia, który opracowałam dla dojrzałych kobiet.
Nie wystarczy bowiem wiedzieć czy znać teorię. Aby dokonała się trwała zmiana, oprócz wiedzy potrzebne jest mądre i skuteczne działanie. To poprzez działanie dokonuje się zmiana!
Mądrości i Zdrowia!
Ewelina Wieczorek